Od Quater
_____________________________________________________________________________________
Siedziałam i myślałam... o niczym. Nie no to nie prawda, tak naprawę myślałam że jeśli zima będzie ciągle taka sroga to nam zabraknie jedzenia. Nagle wpadł na mnie Tekiro.
- Tekiro!! - krzyknęłam. - Co ty robisz?
- Obudził się motylek i jest mu strasznie zimno - odpowiedział. - A nie ma kwiatów żeby go nakarmić.
- O jejciu... - Tekiro działał mi na nerwy. - A co cie obchodzi motyl ich jest mnóstwo.
- No tak... Ale nie chcę zostawić tego biedaczka na pastwę losu...
- Na a po co tu przyleciałeś?
- Myślałem że mi pomożesz...
Zrobił słodką minkę. Co miałam zrobić..?
- W czym ci pomóc?
- Na zachodniej stronie gór są ruiny kościoła i tam podobno są kwiaty nawet zimą... Ale boję się iść tam sam...
- Oj Tekiro... No dobra wezmę kilka rzeczy i idziemy!
Pobiegłam do nory wzięłam torbę, potem włożyłam do niej książkę o polowaniu, mapę wyspy i kilka zasuszonych jelenich steków. Założyłam na szyję szalik. Później pobiegłam do brata. Spojrzałam na niebo. Było czyste i idealnie niebieskie.
"Do jutra nie będzie padał śnieg" - pomyślałam.
- No to idziemy! - rzekł Tekiro.
Na początku szliśmy po terytorium watahy. Teren tu był wdeptany. I prosto się szło.
5 godzin później...
Właśnie doszliśmy do jeziora. Nosi ono nazwę Długie. I takie jest. Nie daleko brzegu był niezamarznięty kawałek wody. Napiliśmy się. Była zimna jak lód. Postanowiliśmy zrobić tu postój.
- Ale mnie nogi bolą - powiedział Rico.
- Mnie też - przyznałam.
Nagle krzaki za nami zaszeleściły. Odwróciliśmy się. Wyszedł z nich ogromny wilk. Nie był magiczny.
- Co tu robicie dzieciaki? - spytał dosyć srogim i zimnym głosem.
- To nasza sprawa, proszę pana - odpowiedziałam.
- Nie bądź taka śmiała - odpowiedział siląc się na uśmiech.
- Ale to pan spytał - rzuciłam.
- Nie jesteś zbyt miła. A do dorosłych trzeba mieć szacunek.
- Gdybym nie miała szacunku to bym powiedziała tak: "Ej, stary, ja jestem magiczny wilk i masz się mnie słuchać!!"
Nie lubiłam zwykłych (a nie magicznych) wilków.
- A jak się nazywacie? - spytał wilk
- Podaj swoje imię a poznasz moje - odpowiedziałam
- Nazywam się Deiv (czyt. Dejw).
- Ja jestem Quater, a to jest Tekiro.
- Dobrze więc Quater (o ile to twoje imię) spadaj z tąd bo lubię czasami zjeść szczeniaka!!
- Co!?
- Już!!!! Von z tąd!!!
I uciekliśmy. Wilk biegł za nami, ale w końcu go zgubiliśmy. Znaleźliśmy jakąś jaskinkę i tam zjedliśmy po jednym steku. Po chwili ruszyliśmy dalej. Przeszliśmy spory kawałek drogi gdy zaczęło się ściemniać. Więc znaleźliśmy jakąś jamkę i tam się położyliśmy. Jeszcze nie przestaliśmy gadać gdy zaczęło grzmieć.
- No nie! burza - powiedziałam.
- No to extra - rzekł ironicznie Tekiro.
Burza trwa już od godziny. Pioruny walą, gromy grzmią, śnieg i grad pada tak że nic nie widać. A my siedzimy w tej jamce. Tekiro zaczął płakać. A ja przeglądam książkę o polowaniu. Gdy nagle coś nas zasypało.
- Co...co...cccco...co się stało? - zająkał się Tekiro.
- Lawina spadła na tą norę - odpowiedziałam kopiąc w śniegu który spadł. - Zaczekamy tu aż burza ucichnie i spróbujemy się wydostać.
- A co teraz zrobimy?
- Poczytaj sobie.
Rzuciłam mu książkę o polowaniu a sama rozwinęłam mapę.
- Zboczyliśmy za bardzo na południe - powiedziałam po chwili namysłu.
- To znaczy że trochę dłuższa droga przed nami? - spytał Tekiro przerzówając kawałek steku.
- Tak, ale to nic
- Aaaa... - ziewnął Rico. - Ale jestem zmęczony...
- To śpij ja jeszcze posiedzę i poczytam.
- Jak chcesz.
I zasnął. Ja posiedziałam jeszcze z pół godzinki i też zasnęłam.
Obudziła mnie gródka śniegu która mi sadła na nos.
- Aaaa.... psik!! - kichnęłam.
Tekiro już był na nogach. Wykopał w lawinie sporą dziurę. Wstałam i mu pomogłam. Po niedługim czasie wykopaliśmy się na zewnątrz. Okazało się że śnieg sięga nam do szyi. Brnęliśmy tak w śniegu przez 4 godziny.
Tak samo minęły następne 2 dni.
- Chyba widzę ruiny kościoła! - krzyknął Tekiro pod wieczór 2 dnia.
- Acha! Faktycznie - przytanęłam. - Ale dzisiaj już tam nie dojdziemy.
Więc przenocowaliśmy pod jakimś zwalonym drzewem i następnego dnia ruszyliśmy.
- O są kwiaty!! - krzyknęłam kiedy weszliśmy.
Tekiro zerwał 3 i włożył mi do torby. Od 2 dni miałam katar i kaszel. Nagle rozległo się głośne kichnięcie.
- Nie wytrzymałam - zaczęłam się usprawiedliwiać gdy nagle zobaczyliśmy wilczycę.
- Jesteście!!! - krzyknęła i podbiegła do nas.
- Mama!! Aaaa... psik!! - krzynęłam i kichnęłam.
Bo to była nasza mama.
- Co wy tu robicie? - spytała. - Cała wataha was szuka.
Tekiro opowiedział jej całą historię.
- Oj.. Dzieciaki... - rzekła mama. - Ja już płaczę, a wy wybraliście się po kwiatka.
- Przepraszamy - powiedzieliśmy chórem z Tekiro.
- Choćcie do domu.
I poszliśmy. Droga z mamą była prostrza i w jeden dzień doszliśmy.
Po tej wyprawie byłam przez tydzień chora i siedziałam w norze